Eksperyment procesowy miał pokazać jakie skutki mogła wywołać bomba domowej roboty podłożona przez męża nauczycielki pod jej samochodem.
Śledztwo trwa od 12 czerwca 2017 roku, kiedy to mieszkająca w Grudziądzu nauczycielka po dojechaniu do pracy w szkole w Warlubiu usłyszała tykanie i zobaczyła jakiś przedmiot przyczepiony do samochodu. Przerażona kobieta poinformowała o tym dyrektora, a ten zarządził ewakuację całej szkoły (około 700 osób) i zawiadomił policję.
Pirotechnicy znaleźli pod pojazdem domowej roboty bombę zegarową, która na szczęście nie zadziałała. Szybko ustalono, że głównym podejrzanym jest mąż nauczycielki i zatrzymano mężczyznę.
Po kilku miesiącach śledczy dostaną kolejne informacje. W ramach, przeprowadzonego dwa dni temu na terenie byłej strzelnicy policyjnej w Białych Błotach eksperymentu procesowego sprawdzano
skuteczność działania zamontowanego w samochodzie ładunku.
- Eksperyment ten polegał na kontrolowanym zainicjowaniu wybuchu ładunku o takich samych parametrach, jaki został podłożony pod samochód pokrzywdzonej. Czynność ta miała na celu zweryfikowanie skutków działania ładunku na pojazd, a w konsekwencji na otoczenie – informuje podinsp. Monika Chlebicz, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy.
Oprócz policjantów w eksperymencie brali udział także prokurator prowadzący śledztwo oraz biegły z dziedziny badania amunicji i ładunków wybuchowych.
- Przebieg eksperymentu został utrwalony na filmie – dodaje Chlebicz. - Dla śledczych eksperyment ten stał się istotnym elementem, swoistej układanki, w prowadzonym śledzie dotyczącym usiłowania zabójstwa nauczycielki.
Pirotechnik16:00, 28.10.2017
0 0
Zadymiło, *%#)!& i zdechło.
Żadna eksplozja. 16:00, 28.10.2017