Zamknij

Panie! Czemu tak drogo?! Nowy felieton Ariela Stawskiego. Czytajcie, komentujcie, udostępniajcie

13:45, 14.02.2018 K.N
Skomentuj

Nie! To nie będzie tekst o sklepie marzeń Pana Premiera ani ostatniej myśli przed niechybnym zawałem spowodowanym rachunkiem za szaszłyka na Jarmarku Dominikańskim.

Kultura. Słowo-klucz odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki, używane niekiedy w egzotycznych momentach. W sumie zasadnie, bo zgodnie z przyjętą definicją kulturą nazywamy wszystko, co człowiek wytworzył na przełomie wieków. Krótko mówiąc, kulturą są zarówno „Cztery pory roku”, kebab z frytkami i samoopadająca deska sedesowa. Jeśli w tym momencie poczuli już Państwo zażenowanie i pospiesznie szukacie opcji wyłączenia przeglądarki internetowej, poczekajcie jeszcze chwilę. Chciałbym jednak napisać o tym pierwszym skojarzeniu…
Wyobraźmy sobie sympatycznego Janka, który właśnie postanowił uszczęśliwiać ludzkość i organizować jej czas wolny. Postawił na organizowanie imprez. Wymyślił co i kiedy ma się wydarzyć, klepnął co trzeba, wprowadził do sprzedaży bilety, po pięciu minutach widzi przychodzące połączenie od nieznanego numeru, ze łzami w oczach i przekonaniem o nadchodzącej euforii odbiera i… słyszy sakramentalne „Panie! Czemu tak drogo?!”. Po trzech miesiącach nerwowego aktualizowania raportu sprzedaży dostrzega u siebie początki depresji, traci wiarę w swoje powołanie i krótko mówiąc daje sobie spokój. Aha, zanim to zrobi musi jeszcze wymyślić skąd by tu wziąć kasę na opłacenie długów.

Teraz trochę na poważnie. Jak to wygląda z pozycji organizatora – dajmy na to – koncertu? Otóż, dzwonimy do managera wybranego artysty który z wielką radością przyjmuje nasze zaproszenie, podaje kwotę jaką trzeba zapłacić oraz rider który koniecznie trzeba spełnić (o tym za chwilę). Załóżmy, że wymarzyliśmy sobie występ topowej, polskiej gwiazdy, której piosenki nie schodzą z list przebojów. Na jej wizytę trzeba przeznaczyć kilkadziesiąt tysięcy złotych honorarium. Oczywiście, można – a nawet trzeba – negocjować, jednak nie spodziewajmy się tutaj jakichś mega fajerwerków. Ale osiągnijmy pierwszy sukces – nasza gwiazda zgodziła się obniżyć swoje honorarium i tak z 45 tysięcy złotych zrobiło się nam „tylko” 40 tysięcy.

Przejdźmy do „ridera”. Krótko mówiąc, to zbiór wymagań technicznych które musimy spełnić, aby gwiazda stanęła na scenie. Kolumny takie, świateł tyle, dwa ekrany, scena o konkretnych wymiarach. Dzwonimy z tym do firmy dostarczającej sprzęt i słyszymy, że zapłacimy za wszystko około 15 tysięcy złotych. Wzdychamy i wpisujemy do kosztorysu. Z drżeniem rąk przerzucamy kartkę i znajdujemy wymagania dotyczące cateringu. A tam kanapki mięsne, wege, napoje gazowane, niegazowane, ciepły posiłek, pół litra czegoś białego, pół litra czegoś rudego, ewentualnie owoce i słodycze. No nic, przeznaczmy na to tysiąc złotych. O nie! Kolejna strona. Ach, bo trzeba naszych gości przenocować. Minimum trzygwiazdkowy hotel, ekipa liczy około 12 osób. Pięciu muzyków i manager chcą jedynki, reszta zgadza się na pokoje dwuosobowe. Aaa, nasza gwiazda oczekuje apartamentu. Dwa tysiączki? Powinno wystarczyć. Oczywiście, na naszej imprezie musi być też ochrona. W przypadku „masówek”, jej liczbę określa ustawa. Załóżmy kolejną „dwójkę”. Nie zapominajmy, że o naszej imprezie ktoś musi usłyszeć. Drukujemy zatem plakaty, bilety, wykupujemy reklamy w prasie i internecie. Następne półtora tysiąca nie nasze. Dodajmy jeszcze do tej cudownej listy rachunek za prąd, wynajem toalet i legendarny ZAiKS (czyli związek repezentujący interesy artystów do którego trzeba zgłosić imprezę i zapłacić albo procent od sprzedanych biletów albo procent od honorarium)…
Raz, dwa, trzy – liczysz Ty! Nasze wydarzenie kosztuje około 65 tysięcy złotych! Mając cichą nadzieję na wsparcie sponsorów i partnerów, zaczynamy kalkulować ceny biletów…
Przerażające? Nie… Po prostu tak wyglądają realia. Branża rozrywkowa dawno stała się łakomym źródełkiem, a najwięksi gracze potrafią sobie swoją pracą zapewnić byt na bardzo przyzwoitym poziomie. Zatem… kartki w dłonie, „Oczy zielone” w głowie i twórzcie! A uczestnictwo w kulturze… Cóż. Musi swoje kosztować.

(K.N)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(5)

SamOnSamOn

1 2

Super felietonik. Tak - kultura kosztuje. Byłem z żoną w Łodzi na koncercie Depeche Mode - 400 za bilet. Czy żałuję? Ani sekundy. W każdej chwili jadę ponownie. A brak środków zawsze można nadrobić - oszczędzamy mili państwo. Pozdrowionka. 16:00, 14.02.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

SuperSuper

2 0

Bardzo dobrze, drogi Arielu, że wspomniałeś o sklepie marzeń Pana Premiera we wstępie. To bardzo na temat i istotne w tym temacie. Mistrzowski wstęp z nutką ukrytego z wyczuciem sarkazmu!

Żeby nie być malkontentem: poza tym bardzo ciekawa lektura i masz rację w stu procentach. 07:04, 15.02.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

AaAa

2 4

Docinka o premierze slaba. Bardzo slaba. Wiecej faktow. Wiecej obiektywizmu. Kolejny tekst na swiecie24 z nutka propagandy 09:24, 15.02.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

zzsputnikzzsputnik

1 0

co to jest "łakome źródełko"? 09:10, 07.03.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Dlatego...Dlatego...

5 0

..., że amatorzy zajmujący się z doskoku organizacją imprez wszystko wynajmują w wysokich cenach. Profesjonaliści robią to inaczej: posiadają swój bazowy sprzęt (inwestycja spłaci się gdy imprez organizuje się więcej), a stawki wynajmu negocjują hurtem. W efekcie imprezę jak wyżej, organizują za połowę tego co amator, albo i lepiej. Można więc zaprosić bardziejszych wykonawców, sprzedaż drożej bilety, a z zysku zainwestować w przygotowanie kolejnego koncertu. 22:56, 28.05.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%