Z zewnątrz o poniedziałkowym pożarze przypomina spalona część dachu i mnóstwo rzeczy wokół budynku. W środku zwęglone szczerniałe ściany i belki oraz przejmujący zapach spalenizny. I chrzęst pod nogami. Spotkaliśmy się z Jolantą i Stanisławem Malinowskimi, żeby wypytać o zbiórkę i najpilniejsze potrzeby.
W poniedziałek 31 października stanął w ogniu dom mieszkalny tuż obok szkoły w Wiągu. Dach nad głową straciło małżeństwo Jolanta i Stanisław Malinowscy oraz dwójka mieszkających z nimi dorosłych dzieci. Rozmawiamy o ich aktualnych potrzebach.
Drugiego listopada, wcześniej umówiony podjeżdżam przed ich posesję w Wiągu. Za mną staje drugi samochód. Wysiada z niego Andrzej Bartniak z portalu "Extra Świecie". Siłą rzeczy wchodzimy razem i razem rozmawiamy z pogorzelcami.
W pierwszym momencie nikogo nie widać. Nawołujemy. Cisza. Po kilku minutach pojawia się pan Stanisław. Wita się z nami. Precyzujemy, po co przyjechaliśmy. Zaczyna opowiadać.
Pokazuje budynek tuż obok ich domu.
- Myślałem, żeby urządzić tu mieszkanko dla córki i tak powoli pracowałem nad wykończeniem - opowiada Stanisław Malinowski. - Szkoda, że nie robiłem tego szybciej, bo byśmy mieli gdzie zamieszkać już od razu.
Czteroosobowa rodzina od poniedziałku znalazła schronienie u brata. Ale wiadomo, że chciałaby jak najszybciej zamieszkać znowu na swoim.
Pytamy o uruchomioną zbiórkę i o najpilniejsze potrzeby.
- Cieszymy się z tego, że ludzie od razu chcą pomóc - mówi pan Stanisław. - Ale nie wszystko jest nam potrzebne. Dlatego byłem wczoraj u pani sołtys, żeby to uzgodnić.
Rzeczywiście ogień nie dotarł do największego pokoju w domu, gdzie rodzina miała szafy z ubraniami, pościele. Tego im nie potrzeba.
- Najbardziej potrzebne teraz będą materiały do wykończenia tego pomieszczenia w tym nowym budynku. Regipsy, płyty osb, cała elektryka - wymienia Malinowski. - Nie lubimy prosić o pomoc, ale materiały są tak drogie, że bez wsparcia potrwa to długo. Może komuś zostały jakieś materiały, może jakaś hurtownia coś przekaże...
Jego pogodna natura rzuca się w oczy. Bardzo kontrastuje ze spalonym wnętrzem domu i ze zmartwioną, przygaszoną miną jego żony pani Jolanty. Stanisław Malinowski cieszy się z tego, że nikomu nic się nie stało, oraz że ma jeszcze siły i zapał do pracy.
- Żyjemy i to jest najważniejsze - mówi Stanisław Malinowski. - Resztę da się odbudować. Ludzie deklarują pomoc. Damy radę.
W rozmowie pojawia się też wątek tragiczny i szczęśliwego zbiegu wydarzeń.
[FOTORELACJA]3438[/FOTORELACJA]
- Ja chciałam jechać na pogrzeb Machela do Świecia i wtedy by mnie tu nie było - mówi pani Jolanta. - A w pokoju obok kotłowni spał nasz syn. On czasem siedzi w nocy przy komputerze, a wtedy długo i mocno śpi. Gdyby mnie nie było w domu, mógłby już się nie obudzić.
Nasza rozmówczyni martwi się straconymi dokumentami. Spaliły się też prawdopodobnie oba komplety kluczyków do samochodu. Wyrzuca sobie to, że nie zachowała zimnej krwi w czasie pożaru.
- Sprzątałam w pokoju, gdy usłyszałam huk w kotłowni - relacjonuje wydarzenia. - Przyszłam zobaczyć co się stało a tu już się paliło wokół pieca. Pobiegłam na podwórko przyciągnąć wąż z wodą, ale po tej chwili zobaczyłam, że nie dam rady ugasić. Wtedy obudziłam syna i on zadzwonił po straż. Sama poszłam ratować nasze koty. Szkoda, że nie pomyślałam o dokumentach.
Po kilku minutach pani Jolanta miała już odciętą drogę do drzwi wyjściowych. Musiała wychodzić oknem.
Teraz najpilniejsze potrzeby to materiały na wykończenie pomieszczeń w stojącym obok budynku lub pieniądze na ich zakup. Później potrzebne tez będą jakieś sprzęty AGD. Koordynacją zbiórki zajmuje się sołtys Bożena Piędel. Najlepiej telefonicznie uzgodnić rodzaj pomocy oraz sposób i termin jej przekazania. Numer telefonu do pani sołtys to 795 062 476.
Na portalu Pomagam.pl jest uruchomiona zbiórka pieniężna na pomoc pogorzelcom z Wiąga. Każdy może w ten sposób pomóc.
[ZT]15338[/ZT]
[ZT]15349[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz