Z początkiem wiosny rozpoczął się kolejny sezon Pucharu Polski dryland w psich zaprzęgach. Pomimo tego, że większość Polski pokrywała gruba warstwa śniegu, na południu w Lubieszowie koło Kędzierzyna Koźla pogoda o dziwo sprzyjała do rozegrania pierwszych zawodów w warunkach bezśnieżnych.
Po kilku godzinach w samochodzie dotarliśmy na miejsce. Z niedowierzaniem obserwowaliśmy, jak śnieg znikał za oknem już od Chorzowa aż do Kędzierzyna, gdzie już kompletnie po białym puchu nie było śladu. Od samego początku razem z Tomkiem planowaliśmy spać w namiocie, ale prognozy zapowiadające temperatury w nocy zbliżające się do -10 stopni nie napawały optymizmem. Po rozbiciu namiotu i oporządzeniu psów ruszyliśmy na odprawę zawodniczą.
Sobotni świt przywitał nas słoneczną, lecz mroźną pogodą. Prognozy niestety się sprawdziły. Poranek minął nam na przygotowaniu sprzętu, analizę trasy, która liczyła ok 4700 metrów i przebiegała głównie leśnymi ścieżkami. Nocny mróz i późniejsze słońce sprawiły, że na trasie było parę niebezpiecznych miejsc, o czym później szczególnie Tomek się przekonał. Starty pierwszych zawodników zaplanowano na godz. 11.00, były to duże zaprzęgi, składające się z ośmiu psów i mashera na czterokołowym wózku. Ja startowałem przed godziną trzynastą, natomiast Tomek Dobrowolski parę minut po mnie. Był to mój pierwszy start w klasie D0, czyli masher oraz dwa psy nierasowe. Jest to klasa, w której mogą wystartować wszystkie rodzaje psów nieposiadające rodowodów, jednakże niepodważalnie dominują tam greystery oraz eurodogi, czyli specjalnie wyselekcjonowane najszybsze psy zaprzęgowe, na których startuje cała czołówka światowa w sprintach. Z wielkimi obawami stanąłem wraz ze swoim zaprzęgiem na starcie. Aura na Pomorzu nie pozwoliła mi przeprowadzić żadnego treningu na hulajnodze, a treningi na saniach znacząco odbiegają od realiów bezśnieżnych. Na starcie pojawiłem się minutę przed czasem. Psy rwały się do biegu i pomimo tego, że pomagała mi dwójka znajomych ciężko było utrzymać je w miejscu. Ostatnie odliczanie i po trzech sekundach wyrwaliśmy do przodu. Po kilkudziesięciu metrach i prędkości 25km/h weszliśmy w pierwszy zakręt, następnie kolejne 10 metrów i kolejna dziewięćdziesiątka w prawo. Było groźnie, ale asekuracja nogą pomogła. Przyzwyczajony do startów z jednym psem lub dwójką syberyjskich huskych liczyłem się z częstym pomaganiem psom, odpychając się na hulajnodze. W tym zestawie psów nie było to konieczne! Jedynie większe wzniesienia lub strome podbiegi dawały mi możliwość odciążenia psów. Po drodze udało mi się dogonić i wyprzedzić jeszcze dwa zaprzęgi. Na mecie okazało się, że udało mi się uklasować na drugiej pozycji! Jedyną złą informacją było to, że moja przewaga nad trzecim zawodnikiem wynosiła zaledwie dwie sekundy.
Na stake out-cie rozebrałem psy ze specjalnych szelek i je napoiłem. Widać było, że dały z siebie wszystko. Padły na ziemię. Po minucie ogony zaczęły im znowu radośniej merdać, a po kolejnych pięciu były już gotowe do kolejnego wyzwania. To w kłapouchach (pospolite określenie greysterów i eurodogów) jest niesamowite. Mają ogromną wolę do biegania. One po prostu to kochają. Chwilę potem pod namiot podjechał Tomek. Po błocie na twarzy i stroju wywnioskowałem, że miał jakąś przygodę. I się nie pomyliłem, drugi zakręt na starcie i warstwa błota sprawiła, że Tomek położył się za bardzo w drifcie. Strata kilkunastu sekund i tak nie odebrała mu pierwszego miejsca w swojej klasie. Gdy emocje opadły zaczęliśmy przygotowywać się mentalnie do startów drugiego dnia.
W sobotę wieczorem odbył się tzw „wieczór mashera”, czyli impreza, podczas której wszyscy zawodnicy mogli się spotkać i porozmawiać. Przy okazji była możliwość ogrzania się i zjedzenia czegoś ciepłego. Tradycją jest też losowanie pamiątkowych nagród. Były 20kg worki karmy, kotwice do sań, na które bardzo liczyłem, bo cięgle miałem w pamięci jeden z treningów, na którym to ja sam przywiązany linką za nadgarstek do sań robiłem za kotwicę, ciągnięty przez zaprzęg przez kilkanaście metrów. No ale... losowanie to losowanie i wylosowałem ubiegłoroczną koszulkę... Tomek miał podobne szczęście, bo do domu wrócił z breloczkiem.
Niedziela. W nocy temperatura spadła do -15 stopni. W takich warunkach trudno o regeneracje sił, ale ciepła kawa czyni cuda. Starty w tym dniu odbyły się godzinę wcześnie,j co dawało szansę na mniejsze błoto na trasie. Plan był taki, żeby jeszcze szybciej jechać i jeszcze szybciej podbiegać pod górki..., ale taki plan miał chyba każdy. Wolałbym gonić te dwie sekundy niż ich bronić. Rzeczywiście trasa była bardziej zmrożona. Psy jakby wiedziały, że musimy dać z siebie jeszcze więcej. Na prostych osiągaliśmy prędkości przekraczające 30km/h, co przy śmigających obok twarzy gałęziach robiło wrażenie. Dwa psy musiały uciągnąć wagę ok 100kg, co nie jest taką prostą sprawą. Na trasie znowu dogoniłem zaprzęg, tym razem składający się z czterech owczarków niemieckich, co było niecodziennym przeżyciem. Obawiałem się tego spotkania, bo mój młody pies nie był przyzwyczajony to innych psów na trasie. Na szczęście mijany masher postąpił profesjonalnie i zatrzymał swój zaprzęg i przytrzymał swoją pierwsza parę. Niestety potem zabrakło już takiego profesjonalnego zachowania u dziewczyny jadącej z czterema huskymi. Podczas wymijania przed niebezpiecznym zakrętem o kącie prawie 180 stopni ruszyła w momencie, gdy moje psy mijały jej pierwszą parę. Może udało by nam się od niej oderwać, ale głośne okrzyki poganiające jej psy przestraszyły mojego Balta, który zaczął się oglądać chcąc sprawdzić co się dzieje, co spowodowało ostatecznie, że zaplątały mu się łapy i zrobił fikołka, wyrzucając w powietrze o połowę lżejszą Flo - jego partnerkę w zaprzęgu. Cudem tylko nie wjechałem w moje kotłujące się psy. Wszystko działo się tak szybko, że sam nie wiem jak Flo, będąca moim najbardziej doświadczonym psem, ustawiła siebie i Balta z powrotem do biegu. Co prawda układ psów był już odwrotny, ale udało nam się dotrzeć do mety.
Ostatecznie udało nam się poprawić czas o ponad pól minuty, ale przez kraksę goniący mnie zawodnik odrobił straty. Taki sport, brąz w Pucharze Polski cieszy, chociaż szkoda srebra. Tomek po drugim dniu umocnił tylko swoje pierwsze miejsce, co daje mu komplet punktów w klasyfikacji Pucharu Polski i dobre rokowania na kolejne starty.
Radosław Pyrka
Szczególne podziękowania dla:
Gimnazjum nr 2 im, Mikołaja Kopernika w Świeciu
Urzędu Miejskiego w Świeciu
Starostwa Powiatowego w Świeciu
0 0
Mistrzu ! :)
0 0
Tylko podziwiać za upór i realizację ciekawej pasji.
0 0
Nasz Drużynowy ! :)
0 0
to dlatego nie było edb ! :)
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu swiecie24.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz