Po kilku miesiącach od wprowadzenia nowych przepisów dotyczących zdobywania prawa jazdy w kategorii A (motocykle) rozmawiamy z Piotrem Łukaszewskim, instruktorem i właścicielem szkoły jazdy o zasadności tych zmian i ich ocenie.
„Świecie24 Extra” Krzysztof Nowicki: Przypomnijmy kiedy weszły w życie nowe przepisy i co zmieniły.
Piotr Łukaszewski: - Nowelizacja weszła w życie 19 stycznia i wprowadziła kilka istotnych zmian, które z początku spowodowały zastój w kursach na prawo jazdy kat. A. Nie było do końca jasne jak interpretować niektóre przepisy i szkoły wyczekiwały, żeby nie inwestować niepotrzebnie.
No właśnie. Dało się zauważyć, że nagle trudniej zdobyć uprawnienia do jazdy motocyklem, bo część szkół wycofała się z prowadzenia takich kursów i zostaliście chyba jedyni.
- No nie. Ostatnio ruszyła z tymi kursami jeszcze jedna szkoła, ale rzeczywiście. Do zeszłego roku na motocyklach szkoliła większość szkół jazdy, a teraz nie. Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze, nowe przepisy wymuszają inwestycje. Trzeba było kupić nowy motocykl oraz urządzenia do pomiaru prędkości. To inwestycja za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Po drugie, szkolenie jest dużo trudniejsze i wiąże się z większym ryzykiem.
OK. Co poza koniecznością poniesienia wydatków zmieniło się w tych przepisach i jak Pan to ocenia?
- Pierwsza bardzo ważna i bardzo dobra zmiana to wprowadzenie kategorii AM na motorowery. Skończyła się karta motorowerowa, którą wydawał dyrektor gimnazjum. Wydawał po egzaminie teoretycznym polegającym na sprawdzeniu znajomości kilku znaków oraz zrobieniu kilku kółek na szkolnym boisku. Można ją było zrobić od 13 roku życia. Już sam dojazd na egzamin był problematyczny, bo młodzi jechali bez uprawnień. Posiadanie karty nie dawało też gwarancji, że trzynastolatek potrafi poruszać się w ruchu ulicznym. Potem mieliśmy grupy nawet do dziesięciu motorowerzystów, w których tylko ten pierwszy mało wiele wiedział jak się zachować na jezdni. Cała reszta jechała za nim i żeby się nie zgubić przejeżdżali na żółtym, na czerwonym świetle. Bo przecież sami by sobie nie poradzili. Oni byli dużym zagrożeniem dla siebie i dla innych uczestników ruchu.
Teraz motorowerzyści muszą pójść na normalny kurs prawa jazdy?
- Tak. Podwyższono granicę wieku do 14 lat i taki kandydat musi mieć szkolenie 10 godzin teorii i 10 godzin jazdy. Potem normalnie zdaje państwowy egzamin w WORD-zie (Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego – przyp. red.), najbliżej mamy Grudziądz i Bydgoszcz. Normalnie na klawiaturze, baza pytań, a później jazda na placu i w ruchu miejskim. Teraz skończy się partyzantka.
Chodzą nastolatkowie na kurs?
- Na razie przychodzą i badają, czy to prawda, czy się nic nie zmieni. Przychodzą chłopcy, przychodzą rodzice. Ja im mówię, że na pewno się nie zmieni.
Taki kurs kosztuje tyle samo, co na motocykl lub samochód?
- Nie. Na motorower jest dużo tańszy, ale jednak jest dodatkowy wydatek. Jest jeszcze jedno utrudnienie, że na egzaminie jest motorower z biegami, ze sprzęgłem, a większość skuterów ma automatyczną skrzynię biegów, więc młodzi w ogóle nie wiedzą o co chodzi.
Jakie są inne zmiany w prawie jazdy na motocykl?
- W A 1 nic się nie zmieniło. Od 16 lat i motocykle do 125 cm sześc. Dalej jest kategoria A2 od 18 roku życia, do 600 cm pojemności i 34 kW. Dopiero od 24 lat można robić prawo jazdy kategorii A. Tu już nie ma ograniczeń pojemnościowych, każdym motocyklem można jeździć. Jest też taki zapis, że jeśli ktoś ma prawo jazdy kategorii A2 i jeździ motocyklem dwa lata, wówczas może robić kategorię A. Czyli motocyklista z doświadczeniem może zdobyć kategorię A w wieku 20 lat.
Co tutaj jest najbardziej istotną zmianą?
- Ograniczenie wieku, w którym można wsiąść na ścigacze. Wcześniej każdy osiemnastolatek, który miał prawko na motor mógł od razu jeździć obojętnie jakim motocyklem, nawet o pojemności 1000 cm sześc. To potężne i groźne dla nowicjuszy maszyny. Wszelkie statystyki pokazują, że najwięcej ofiar jest wśród młodych, niedoświadczonych motocyklistów.
Spore zmiany są też na placu manewrowym.
- Drastyczne zmiany. Do tej pory było pięć ósemek do zrobienia, slalom między słupkami rozstawionym co siedem metrów. Kursant trochę poćwiczył i nie miał żadnego problemu ze zrobieniem tych zadań. Teraz doszło wystawianie motocykla. Slalom wolny, czyli jazda pomiędzy bardzo ciasno rozstawionymi słupkami. Mniejszymi motocyklami to jeszcze idzie zrobić, ale przy tych większych już są problemy. Pięć ósemek w podobny sposób się robi i później się zaczynają schody, czyli slalom szybki.
Motocyklem jeździ się szybko, więc slalom też powinien być szybki.
- Ale ludziom, którzy dopiero co wsiedli na motocykl to sprawia bardzo wiele trudności. Slalom szybki polega na przejechaniu przez dany odcinek, w którym też wykonuje się slalom, ze średnią prędkością nie mniejszą niż 30 km/h. Na początku i na końcu odcinka są bramki pomiarowe, wyświetlacz pokazuje średnią. Kursanci próbują, udaje im się coraz szybciej przejeżdżać: 20, 22, 25, dochodzą do 28-29 km/h i ściana. Nie potrafią przekroczyć tej bariery trzydziestu kilometrów na godzinę. Twardo stoi na tym 28/29. Boi się ten motocykl położyć, żeby szybciej skręcać. Potem ja wsiadam, pokazuję, że spokojnie te 40 km/h można przejechać, do jakiego momentu się położyć, żeby się nie przewrócić i powoli jakoś im się udaje.
Wszystkim?
- No właśnie nie. Duży problem mają osoby drobnej postury. Taka dziewczyna o wzroście 150-160 cm może mieć ogromny problem z utrzymaniem ciężkiego motocykla. O ile prosto da się jeszcze jechać i łagodnie skręcać, o tyle o pochyleniu motocykla nie ma mowy, bo położy się z nim do końca. Jak ktoś taki przychodzi na kurs to nawet nie biorę od razu pieniędzy tylko daję popróbować, czy taka osoba poradzi sobie z motorem.
A ta bramka z listwami do czego służy?
- Do pomiaru prędkości najazdowej. Wpada motocyklem między dwie bramki i musi mieć na liczniku przynajmniej 50 km/h. Za 10 metrów musi ominąć metrową przeszkodę, za kolejne 10 metrów znowu bramka mierząca prędkość. To jest kolejne niebezpieczne zadanie. Łatwo tu o wywrotkę. Gdyby kursant nie miał ubrania ochronnego, byłoby ciężko.
No właśnie. Kiedyś kandydat na motocyklistę mógł na egzamin pójść w krótkich spodniach i sandałach, a egzaminator nie mógł nic na to powiedzieć.
- Dokładnie, a przy przewróceniu się motocykla nawet z małą prędkością taki ktoś wychodził strasznie poobdzierany.
Tu zaszła zmiana
- Tak. Kursant nie ma co pokazywać się na egzaminie bez długich spodni, wiązanego obuwia, kurtki i rękawic. Resztę WORD zapewnia, ale przecież nie mogą mieć pełnej rozmiarówki ubrań. Dlatego ja na początku daję rękawice i każdy musi je mieć ze sobą.
Po tej rozmowie widzę, że zmiany rzeczywiście są dość mocne. Teraz, po nowemu da się zdać egzamin na motocykl?
- Tak. Jest to do zrobienia. Kilka osób już w tym roku przeszło kurs i zdało egzamin. A najważniejsze jest to, że po egzaminie potrafią się poruszać w mieście i na trasie.
To jak byśmy podsumowali nowe przepisy po kilku miesiącach?
- Na pewno młodzi motocykliści będą lepiej wyszkoleni, już z jakimś doświadczenie, a co za tym idzie, bezpieczniej jeżdżący. Po wyszkoleniu na placu widzę, że kursanci dużo lepiej radzą sobie podczas jazdy w mieście. Potrafią ominąć, przyhamować, odskoczyć motocyklem. Nie siedzą na nim sztywno, tylko czuja maszynę i potrafią nad nią zapanować.
Z tym, że szkolenie jest niebezpieczne. Bardzo stresujące dla instruktorów. Nie mamy żadnej kontroli nad kursantem. Tylko interkom, przez który mogę wydawać polecenia.
Opłaca się ta zmiana?
- Tu chodzi o życie i zdrowie wielu ludzi. Na pewno się opłaca.
Rozmawiał KRZYSZTOF NOWICKI
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz