Zamknij

Tu wreszcie czują się potrzebni - zobacz co Włoszka i śpiewak operowy robią w naszym powiecie

12:02, 19.11.2017 Krzysztof Nowicki
Skomentuj

Piękna przyroda, kontakt ze zwierzętami, poczucie bezpieczeństwa i akceptacji – to tylko niektóre z zalet Toskanii Kociewskiej – gospodarstwa, które od ponad pół roku działa jako gospodarstwo opiekuńcze.

Po prawie godzinie w samochodzie wreszcie docieramy na miejsce. Widzę adres Bochlin 71, ale brak bijącego po oczach szyldu zbija z tropu. Podjeżdżamy jeszcze dwadzieścia metrów i skręcamy. Widzę traktor ze zgrabiarką do siana, jakieś wykopy wokół budynku. - Walczymy dziś z naprawą awarii – powie później Arkadiusz Pstrong.

Dwóch mężczyzn w zasięgu wzroku, trzeci pojawia się na balkonie, a z mojej pamięci wywiało jak się nazywa gość, z którym jestem umówiony. Starszy pan z balkonu woła coś po włosku w stronę podwórza. Ratunek nadchodzi w postaci uśmiechnięto brodacza, znanego mi ze zdjęć. To  Arkadiusz Pstrong – śpiewak operowy, gospodarz, opiekun… Po chwili pojawia się jego żona Sara … - Pstrong.

Siadamy przy drewnianym stole pod wiatą zapewniającą skrawek cienia. Rozpoczyna się opowieść.

Do Polski po dziecko     

Słyszymy o młodym śpiewaku operowym, który na 20 lat osiadł we Włoszech. Tam zakochał się po uszy w uroczej Włoszce. Ożenił się. Razem prowadzili dochodowy pensjonat w Wenecji. Spore dochody pozwalały im realizować marzenia o podróżach po świecie. Ciągle jednak nie spełniało się to najważniejsze - o dzieciach. Pomógł im przyjazd do Polski na ślub krewnego. - Zrobiliśmy sobie przy okazji dłuższy urlop, a ja z szeroko otwartymi oczami oglądałem zmiany jakie zaszły w naszym kraju od czasu mojej emigracji – wyjaśnia Arkadiusz Pstrong.

Już mieli wracać do Włoch, gdy okazało się, że Sara jest w ciąży. Ze względu na wcześniejsze problemy, polski lekarz zalecał im poczekać z wyjazdem. I tak kilka razy, aż w końcu… urodził im się syn.

Podjęli decyzję o tym, że zostają w Polsce. Zamknęli biznes w Wenecji i kupili gospodarstwo w Bochlinie.

Osły wprowadzą cię w inną przestrzeń

Do gospodarstwa w Bochlinie trafiają zwierzęta. Najpierw konie. Wkrótce potem osły. Dlaczego? - Bo bardzo dobrze współpracują, uwielbiają kontakt z ludźmi, są spokojne i łagodne – wylicza ich zalety Sara  Valentini-Pstrong, z wykształcenia weterynarz. W ojczyźnie Sara zajmowała się dogoterapią i wie jak bardzo zwierzęta potrafią pomóc ludziom w przełamywaniu swoich problemów. Swoje doświadczenia postanowiła wykorzystać tu w Bochlinie, czyli w Toskanii Kociewskiej – jak nazywają to miejsce właściciele. - Na koniach nie każdy potrafi jeździć, konie budzą respekt, a my chcieliśmy, żeby każdy mógł skorzystać z kontaktu ze zwierzętami – dopowiada pan Arek. Osły nadają się do tego idealnie. Są bardzo spokojne i cierpliwe, nie płoszą się i są bardzo towarzyskie. Same szukają kontaktu z ludźmi, podchodzą, delikatnie zaczepiają. No i chodzą swoim tempem. - To sprawia, że spacery z osłami (donkey trekking) to wprowadzenie w inny wymiar, w inną rzeczywistość czasu – mówi Sara. - Wolne tempo sprawia, że zupełnie inaczej widzimy świat, dostrzegamy rzeczy, których nie widzieliśmy wcześniej, mamy dużą przestrzeń do rozmów – wylicza.

W Holandii to działa – może i u nas

Arkadiusz i Sara mieli już świetną bazę. Ekologicznego gospodarstwo, zajęcia przy udziale zwierząt, piękny krajobraz terenu znajdującego się w obrębie Parku Krajobrazowego Doliny Dolnej Wisły, otoczonego urokliwym lasem, wzniesieniami i polami. Dookoła tylko cisza, spokój i natura. Krajobraz przypomina włoską Toskanię, stąd wzięła się nazwa gospodarstwa. Włączyli się w projekt realizowany przez Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie w partnerstwie z Lokalną Grupą Działania „Bory Tucholskie” w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego na lata 2014-2020: „Zielona opieka – gospodarstwa opiekuńcze w woj. kujawsko-pomorskim”. To nowatorski projekt, w którym gospodarstwa rolne oferują opiekę nad osobami, które z różnych przyczyn potrzebują wsparcia w codziennym życiu.

W ramach przygotowań do startu projektu do naszego województwa przyjechał Holender Cornelis Albert Manintveld, który dzielił się doświadczeniem tego typu działań w jego kraju. - Dopiero w tych gospodarstwach osoby starsze czują potrzebne, pomagając w drobnych pracach, włączając się w życie właścicieli gospodarstw – opowiadał podczas spotkania w Minikowie.

Pół roku już za nimi

Gospodarstwo opiekuńcze zapewnia opiekę grupie ok. 5 osób, przez 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu. Pierwsza tura zaczęła się w styczniu tego roku, druga w  lipcu. Uczestnicy biorą udział udział w zajęciach rękodzielniczych, czytaniu książek, spędzają czas na rozmowach z innymi i spacerach z osłami lub z psami. Są włączani w drobne prace domowe, czy przy zwierzętach. Cały czas w towarzystwie opiekuna.

- Koniecznie trzeba zaznaczyć ogromną rolę zwierząt  w prowadzeniu naszych wszystkich działań – podkreśla Pstrong, - To one są moderatorami spotkań i różnych inicjatyw, jak choćby zbieranie śmieci w towarzystwie osłów, spacery z psami, spotkania dla dzieci i młodzieży na temat zwierząt domowych i gospodarskich – wylicza.

Warto dodać, że Toskania Kociewska to nie tylko opisany tu projekt, ale też wiele innych możliwości, właściwie dla każdego. Można tu uczyć się jazdy konnej, brać udział w spacerach z osłami, uczyć się angielskiego i włoskiego, przyjechać z całą grupą na zajęcia przedszkolne, szkolne. No i to, co jest tu wyjątkowe – skorzystać z onoterapii, czyli terapii  z udziałem osłów.

Więcej informacji można znaleźć na stronie www.toskaniakociewska.pl lub na facebookowym profilu Toskania Kociewska Poland.

(Krzysztof Nowicki)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%