Przed zimą odwiedziliśmy mężczyznę mieszkającego w barakowozie w Bratwinie. - Nie chciał naszej pomocy, był samowystarczalny i pomagali mu sąsiedzi — mówi Dorota Krezymon, wójt gminy Dragacz. - Dziś byliśmy umówieni na kolejne odwiedziny przedstawiciela GOPS-u - dodaje.
Niestety do umówionego spotkania już nie dojdzie.
Prawdopodobnie to właśnie zwęglone ciało tego mężczyzny zostało znalezione w niedzielę po pożarze barakowozu w Bratwinie.
Budynek wcale nie był pustostanem, jak początkowo zostały poinformowane służby.
[ZT]18554[/ZT]
Mężczyzna, choć nie był zameldowany w gminie Dragacz, to mieszkał tu od kilku lat.
Miał ustawiony barakowóz na działce jednego z większych gospodarzy w gminie.
Mówił, że pilnuje stawu.
- Zawsze przed zimą sprawdzaliśmy czy niczego mu nie potrzeba - wspomina Dorota Krezymon, wójt gminy Dragacz. - Tak było również w tym roku. Pracownicy ośrodka społecznego byli odwiedzić i zobaczyć w jakich warunkach mieszka. Nie chciał od nas pomocy, ale mimo to pracownicy byli umówieni na kolejną wizytę dziś - dodaje.
Mężczyzna w niewielkim baraku urządził sobie wygodne mieszkanie.
- Miał piec i prąd z paneli fotowoltaicznych - wspomina wójt Dorota Krezymon. - W środku było wyposażenie jak w mieszkaniu, nawet panele na podłodze. Nam jako pracownikom urzędu zawsze powtarzał, że niczego mu nie brakuje, bo ma rentę. A kiedy potrzebuje, sąsiedzi pomagają mu i podwożą na zakupy do pobliskiego sklepu - dodaje.
Czy miał wrogów? Trudno powiedzieć.
Kilka lat temu skarżył się, że zaczepiali go lokalni chuligani, ale w ostatnim czasie nic poważnego się nie działo.
Okoliczności pożaru i przyczyny będzie wyjaśniać policja pod nadzorem prokuratora.
Żeby potwierdzić tożsamość mężczyzny trzeba będzie wykonać badania.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz