O tym kto będzie pociągał za sznury, czego boi się nowy proboszcz, jaką ma duszpasterską wizję i co robi z pyszczakami rozmawiamy z ks. Mariuszem Heroldem, proboszczem parafii św. Józefa w Świeciu.
Udostępniamy rozmowę opublikowaną w listopadowym wydaniu "Gazety Lokalnej".
KRZYSZTOF NOWICKI „Gazeta Lokalna”: To było zaskoczenie, że ksiądz biskup zaproponował objęcie parafii w Świeciu, czy może oczekiwanie?
- To ksiądz biskup sam wyszedł z taką inicjatywą. Ja nie prosiłem o to. Po śmierci księdza proboszcza ksiądz biskup zwrócił się do mnie.
Z jakimi emocjami, z jakim nastawieniem zaczyna ksiądz pracę w parafii na Mariankach?
- Po ludzku jest obawa. Wspólnoty, w których byłem do tej pory proboszczem były dużo mniejsze i teraz od razu wchodzę w tak dużą wspólnotę. Po ludzku odczuwam taki lęk o to, czy sobie poradzę, czy dam radę udźwignąć ten obowiązek. Z drugiej strony mam takie pragnienie i nadzieję, żeby zrobić co w mojej mocy, aby temu podołać. Lęk jest, obawa jest. Bo to jest zupełnie inny charakter pracy. Poza tym bycie proboszczem to nie tylko sprawy duchowe. To też administracja, sprawy techniczne, finanse.
A patrząc od strony duchowej?
- To jest wiara w asystencję Ducha Świętego. Jest też takie prawo duchowe, że Bóg zazwyczaj daje zadania ponad miarę, do których człowiek z Bożą pomocą dorasta.
Nie zawsze ksiądz miał doświadczenie wyłącznie małych parafii.
- Dokładnie. Pochodzę z dużej parafii, ale tylko tam dorastałem. Później obserwowałem jako kleryk. A jako wikariusz było doświadczenie dużej parafii w Tczewie. U księdza Dunajskiego było też mnóstwo wspólnot. Z niektórymi z nich współpracowałem.
Kim jest ksiądz Mariusz Herold? Czym się pasjonuje, jak spędza wolny czas?
- To dziwnie tak opowiadać o sobie. Nie mam jakichś specjalnych pasji. Przywiozłem ze sobą psa, bo miałem go na poprzedniej parafii. Jestem też początkującym hodowcą pyszczaków.
Przepraszam, czego?
- Pyszczaków. To takie rybki z afrykańskiego jeziora Malawi. A wolny czas… w zależności od pory roku. Lubię jeździć rowerem, chodzić na spacery, pływać kajakiem. We Wdzie miałem możliwości do tego typu aktywności na wyciągnięcie ręki.
Jaką wizję duszpasterską przywozi ksiądz do Świecia?
- Z konkretnym określaniem to bym się wstrzymał. Najpierw muszę poznać parafię, jej specyfikę, jej wspólnoty, możliwości i wyzwania. Na pewno będę chciał kontynuować i rozwijać to, co już się zawiązało.
Wierzę, że moim zadaniem, moim obowiązkiem jest prowadzić ludzi do Boga. I nie chodzi o to, że ja i księża wikariusze, ale wszyscy razem jako wspólnota parafialna, jako małe wspólnoty. Jako priorytet widzę, żeby prowadzić ludzi do zbawienia poprzez… No właśnie – poprzez: nauczanie Kościoła, czyli przez uroczystą proklamację Słowa Bożego, przez spotkania w grupach, czy nawet indywidualne spotkania, rozmowy.
Gołym okiem widać, że jest ksiądz zwolennikiem kontynuacji rozpoczętych dzieł, bo już było słychać w ogłoszeniach o kontynuacji prac przy kościelnej wieży, pojawił się dzwon…
- No tak. Przecież to jest potrzebne. Zresztą niedokończenie tej inwestycji byłoby marnowaniem pracy i pieniędzy. Moim obowiązkiem jest to dokończyć. Już na szybko spotkałem się z fachowcami, którzy wytłumaczyli mi sprawy związane z zawieszeniem dzwonu i z jego elektronicznym sterowaniem.
To nie będzie dzwonnika?
- (Śmiech). W poprzedniej parafii dzwonnikami były osoby z jednej rodziny. Z pokolenia na pokolenie. To była wręcz pewna misja. Dlatego nie myślałem wcale o tym, żeby to zmieniać. I to miało swój urok. Podobno zmarły ks. proboszcz Kubiak miał zamysł, aby do dzwonu była doczepiona lina, którą pociągałby dzwonnik. Ale wspólnie z panem inżynierem doszliśmy do wniosku, że dzwon będzie uruchamiany elektrycznie.
Dobrze się ksiądz czuje w nowej parafii?
- Zostałem tu bardzo serdecznie przywitany, szczególnie przez Wspólnotę Rodzin. Wiele osób zapewniło mnie o modlitwie, o chęci pomocy, współpracy. To sprawiło, że dużo łatwiej było mi wejść w nowe środowisko i pozwala mieć nadzieję na to, że duszpasterze mają na kogo liczyć.
Rozmawiał KRZYSZTOF NOWICKI
Ks. Mariusz Herold – ur. w 1969 r. w Starogardzie Gdańskim. Święcenia kapłańskie przyjął 4.06.1995 r. Jako wikariusz pracował w Czarnej Wodzie, w miejscowości Linia (na Kaszubach), w Chojnicach i w Tczewie. Od 2007 roku był proboszczem we Wdzie i Ocyplu.
Czarnowodzianka18:25, 22.01.2018
7 0
To najlepszy ksiadz jakiego poznalam.Prawdziwy ksiadz z powolania,nie licza sie dla niego pieniadze.Jest dobrym wpolczujacym,serdecznym czlowiekiem. 18:25, 22.01.2018