Tymi słowami ks. Kubiak zakończył rozmowę przeprowadzoną w 2009 roku przy okazji 35-lecia jego kapłaństwa. Dziś udostępniamy ją szerszej rzeszy Czytelników.
Trzy dni temu, 14 października 2017 roku, w bydgoskim szpitalu zmarł ks. Wiesław Kubiak – proboszcz parafii św. Józefa w Świeciu. Od lat zmagał się z chorobą nowotworową. Do szpitala trafił na planową operację, ale jej nie doczekał.
Jutro na godz. 18 zaplanowano wprowadzenie zwłok proboszcza do kościoła na Mariankach i mszę w intencji zmarłego kapłana. Pogrzeb odbędzie się w środę o godz. 11.
Dziś przypominamy sylwetkę ks. Kubiaka, który przez 30 lat był proboszczem parafii św. Józefa, w wywiadzie przeprowadzonym przez ks. Wojciecha Korzeniaka, ówczesnego wikariusza z okazji jubileuszu 35-lecia święceń kapłańskich ks. proboszcza. Wywiad był opublikowany w czwartym numerze „Gazety Jubileuszowej – Józef” wydawanej przez Wspólnotę Rodzin na 25-lecie powstania parafii na Mariankach, z dnia 28.06.2009 r.
Ks. WOJCIECH KORZENIAK: Księże proboszczu. W ostatnim czasie przeżywaliśmy, i ksiądz proboszcz i ja, swoje lecia kapłaństwa. Z czego ksiądz proboszcz jest najbardziej zadowolony, kiedy patrzy na te lata wstecz i na obecne wydarzenia w swoim życiu?
Ks. proboszcz WIESŁAW KUBIAK: - Najbardziej jestem zadowolony, że jeszcze jestem księdzem.
Kto wywarł największy pozytywny wpływ na życie księdza proboszcza?
- Pan Jezus, bo to On układa nasze życie i na drogach naszego życia ustawia różnych ludzi. Z takich ludzi, których najczęściej wspominam to jest siostra zakonna Briege McKenna, dzięki której jeszcze jestem księdzem. A poza tym dwie moje ciocie zakonnice, które za mnie się modliły (teraz żyje tylko jedna), że mogłem zdejmować sutannę, zakładać gumaki i pracować na budowie bez obawy, że coś się stanie bardzo niebezpiecznego.
Na pewno moja mama. Wzorem dla mnie był też ojciec, bo świadectwo ojca modlącego się jest niewspółmiernie silniejsze niż świadectwo matki, chociaż pewnie oni oboje w tej kwestii są ważni.
Wiadomo, że posługa księdza wymaga wielu talentów, zdolności. Które z nich uznałby ksiądz za najważniejsze?
- Myślę, że pewnym talentem, jaki Bóg nam daje, jest modlitwa. Podstawą w życiu księdza jest modlitwa. I tak to się dzieje przez różne wydarzenia, że wspólna modlitwa z Briege McKenną sprawiła moje bardzo mocne doświadczenie obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Później rekolekcje w Odnowie w Duchu Świętym dla księży, czy też Odnowa w Duchu Świętym w parafii, no i Rekolekcje Ignacjańskie sprawiły doświadczenie bliskości Pana Jezusa. Nie tyle modlitwa w tym sensie, że ja wchodzę w relację z Bogiem, tylko doświadczenie, że On wchodzi w relację ze mną i On ma bardzo dużo do uczynienia w moim życiu.
Czyli można by powiedzieć, że wiele innych talentów może księdzu wręcz przeszkadzać w pracy duszpasterskiej.
- Przeszkadzają, dlatego, że przeszkadzają w modlitwie. Modlitwa staje się fundamentem wszystkich innych talentów. Brak modlitwy powoduje, że wszystkie inne talenty stają się mniej wartościowe.
Przez tyle lat bycia proboszczem w tej parafii ksiądz proboszcz miał wielu wikariuszy i na pewno tych różnych talentów doświadczył sam na sobie, zauważył. Są parafie, w których proboszczowie pracują sami i właściwie robią wszystko. Są odpowiedzialni za wszelką posługę, duszpasterstwo w parafii... W naszej parafii jest tak, że ksiądz proboszcz ma wikariuszy i dla każdego z nich jest autorytetem. To bardzo trudne, bo każdy człowiek jest inny. Co jest ważne w takiej pracy zespołowej, żeby udawało się jej prowadzenie?
- W tej współpracy bardzo ważny jest sam fakt, że my jesteśmy sobie dani. Nauczyłem się tego przy budowie kościoła, że kiedy stałem na placu budowy i przychodzili różni ludzie, z każdym z tych ludzi witałem się, a już po uścisku dłoni poznawałem, w pewnym sensie, czego mogę się po tym człowieku spodziewać i do jakich spraw go przydzielić. Myślę, że w tych relacjach, spotkaniach z księżmi wikariuszami, to rozpoznawanie siebie, to przyjęcie księdza takiego jakim przyszedł, z tym z czym on przychodzi. Nie spodziewam się od takiego księdza w momencie przyjścia niczego, a on stopniowo wypełnia tę przestrzeń, w której się znajduje między nami księżmi w tej parafii, w której jesteśmy. I w zależności od tego, jakie ksiądz ma talenty, a zarazem jakiego jest żywego ducha, on się znajduje i raczej nie tyle prowadzenie księdza, że on ma robić to czy tamto, ile dawanie mu szansy, żeby mógł rozwijać swoje zdolności, swoje talenty. To jest to, co najbardziej nas z księżmi, którzy tu pracowali, myślę łączy. Nie zawsze ksiądz chciał rozwijać swoje talenty, czasem je ukrywał, bo obawiał się, że jeśli je da poznać, to będzie miał więcej pracy. To są sprawy dość trudne, ale kiedy ksiądz przychodzi z przekonania, że będzie w tej parafii pracował dla dobra tej parafii, to wtedy ta współpraca stopniowo układała się coraz bogaciej.
Myślę, że jestem jednym z tych, który miał dane dużo możliwości, szans do rozwoju i mogę o tym głęboko zaświadczyć, że właśnie tak, a nie inaczej wygląda współpraca nasza, czy nasze bycie tu na plebanii. Ale też myślę, że w jakiś sposób moje działanie przyczyniło się do tego, że ksiądz proboszcz się uzewnętrznił. Przecież powszechnie wiadomo, że ksiądz proboszcz ma zacięcie artystyczne, refleksję filozoficzną, oczytanie. Nawet nasz kościół ma taki charyzmat, w którym obok modlitwy, wiary zwraca się uwagę na piękno liturgii czy wystroju. Każdy artysta ma jakiś ulubionych twórców, jakieś motto życiowe. Jak jest w przypadku księdza kanonika?
- (Śmiech) No to jest sprawa bardzo trudna. Ze mną się dzieje rzecz taka straszna, że występuje już jakaś degradacja. Człowiek się robi coraz starszy i jak zaczynam czytać coś poważnego, to z tym zasypiam. Poza tym pamięć już nie ta. Jeżeli potrzeba abym zabrał głos całkiem niespodziewanie, np. po obejrzeniu jakiegoś przedstawienia w kościele to moje nastawienie jest w dwóch kierunkach. Po pierwsze, odbiorcy tego, co się dzieje, czego jestem świadkiem. Po drugie, działanie Ducha Świętego, który bardzo umiejętnie posługuje się człowiekiem w ten sposób, że wstaję, zaczynam mówić i później wielokrotnie dzieje się tak, że sam się dziwię, co mówię, a ludzie mówią potem, że to było niegłupie. Duch Święty staje się motorem wypowiedzi, podejmowaniu decyzji w różnych sprawach organizacyjnych, czy nawet współdziałania z artystami.
Wiele parafii przeżywa współcześnie kryzys wiary, co widać po mniejszej ilości wiernych uczestniczących we mszach świętych, nawet tych transmitowanych przez telewizję bydgoską, gdzie często większość wiernych to ludzie starsi. Jedynym wyjątkiem może być znany ks. Waldemar Różycki, który msze odprawia w swojej szkole i tam są sami młodzi ludzie. Parafia św. Józefa, choć mieści się na terenie stosunkowo niedawno powstałych osiedli, tętni życiem. Tak przynajmniej uważają parafianie, czy mieszkańcy Świecia. I stale się rozwija. Widać w niej młodych ludzi. Dzięki czemu to się udaje? Co poradziłby ksiądz prowadzącym parafie, których wiara zamiera?
- Jeśli chodzi o tętniącą życiem parafię... Jeżeli tak to ludzie odbierają, to ja się z tego bardzo cieszę. Myślę, że motorem tego wszystkiego jest działający Bóg przez księży wikariuszy, młodych księży w parafii. Bo oni mają szansę rozwijać siebie w kapłaństwie i też służyć innym. Myślę, że ich posługa w parafii, z tym co robią, jest szansą dla parafii, że ożywiają życie parafii. Natomiast rola księdza proboszcza jest tutaj... no bycie przy nich, w jakiś sposób asystencja, no i wiele razy finansowanie. Ale najważniejsze, myślę, jest to działanie tej młodzieży. Księży, którzy są najbliżsi tych młodych, z którymi oni pracują, czy to w szkole, czy po szkole spotykając się z nimi przy różnych okolicznościach.
Myślę, że jakimś sukcesem naszym w ostatnich czasach (to jest moja osobista refleksja) jest fakt, że uczestniczymy w rekolekcjach wielkopostnych w szkole. Wtedy młodzież, zwłaszcza szkół gimnazjalnych, może się w jakiś sposób przybliżyć do księdza, dlatego że przez wiele, wiele lat spotykają się na katechezach, na spotkaniach z osobami świeckimi, którzy to prowadzą, a właśnie na rekolekcjach spotykają się z księżmi. Wtedy nawiązują się takie specyficzne relacje, gdzie młodzież może być tak bardzo blisko swojego księdza proboszcza, swoich księży wikariuszy i o wiele bardziej się odkrywają, o wiele bardziej potrafią mówić. Myślę, że takich kontaktów powinno być o wiele więcej, wtedy bylibyśmy sobie jeszcze bardziej bliscy.
W ostatnim czasie w kinach oglądaliśmy film „Popiełuszko”. Widać w nim, że Kościół lat osiemdziesiątych potrzebował ludzi odważnych. No i na pewno do takich należał ksiądz proboszcz, z racji tego, że w tych trudnych czasach, na tych terenach, właśnie tutaj budował kościół. Jakich ludzi, według księdza proboszcza, Kościół potrzebuje dzisiaj?
- Tamten czas był taki, że potrzeba było odważnych ludzi wobec tych, którzy atakowali Kościół ze względu na system, w którym się znajdowaliśmy. Natomiast obecnie potrzeba nam odważnych ludzi, którzy mają odwagę dawać świadectwa tym, którzy stopniowo tracą wiarę. Tym, którzy uważają, że w Kościele nie spotkają nic, co mogłoby ich pociągnąć i zmienić ich życie. Odwaga na co dzień dawania świadectwa o Bogu, którego człowiek w sobie ma, którym żyje tam, gdzie się jest, wśród najbliższych: w rodzinie, w zakładzie pracy, w szkole, w gronie koleżeńskim. To jest dzisiaj odwaga. Bo w ten sposób człowiek wystawia siebie na ośmieszenie, na wyśmianie, na krytykę, a poza tym, kiedy w jakiś sposób człowiek manifestuje swoją religijność zaraz jest atakowany, bo doszukuje się w tym człowieku wszystkiego, co z jego życia mogłoby w jakiś sposób podważyć to, co się w tym człowieku w tej chwili dzieje. Chrześcijaństwo to ma to specyficzne, że człowiek grzeszny powraca do Boga, i nawet kiedy w życiu znajdują się jakieś sprawy trudne, to dzięki Bożemu Miłosierdziu ten człowiek wcale nie jest wyrzucony. Przeciwnie, tym większa jest wartość człowieka im więcej Bóg obdarza go miłością miłosierną. I dawanie świadectwa, że było w moim życiu źle, było w moim życiu trudno, a dzisiaj dzięki temu, że Pan Bóg dotknął mnie swoją łaską, mogę świadczyć o tym, że mnie uczynił takim, jakim teraz jestem. To jest odwaga świadczenia przemiany w swoim życiu.
Współcześnie mówi się o tym, że rozwój technologii prowadzi do wielkich ułatwień, ale i do spłaszczenia zwłaszcza w tej sferze życia duchowego. Stajemy się wygodni, mało refleksyjni. Co ksiądz sądzi o nowinkach technicznych?
- Gdyby nie były kosztowne to pewnie byśmy z nich korzystali i to bardzo dużo. Dlatego, że dzisiaj człowiek już taki jest, że potrzebuje aby te nowinki, które pojawiają się w jego życiu: w domu, w pracy były również w Kościele. I widzimy efekty. To, co ksiądz Wojciech robi kręcąc filmy na przykład, czy współdziałając z młodzieżą, korzystając ze współczesnej muzyki, aparatury którą się posługuje. To przynosi owoce techniczne, które powodują, że ludzie są zainteresowani treścią, którą te rzeczy niosą. Dlatego też na pewno one w Kościele bardzo nam są potrzebne, dlatego, że Bóg posługuje się tymi nowinkami technicznymi, bo przecież zdolności natury, które są odkrywane to są zdolności, które Bóg w tej naturze zawarł, aby tymi zdolnościami służyć ku Jego chwale i dla naszego pożytku.
Dobro i zło to główne zagadnienia wokół których koncentruje się nauka Kościoła, według których kształtuje się ludzkie sumienie. Jak ksiądz proboszcz sądzi dlaczego wokół nas jest tyle zła?
- My widzimy wokoło siebie tyle zła, dlatego, że w jakiś sposób to zło siedzi w nas, że nasze oczy, nasze uszy, nasze zdolności poznawcze wychwytują bardzo łatwo to, co jest wokoło nas złe, bo to zło w jakiś sposób pasuje do naszych serc. Natomiast wokoło jest bardzo dużo dobra, piękna i wtedy, kiedy człowiek się nastawi żeby je znaleźć to w najdrobniejszych sprawach: w źdźble trawy, w lecącej musze, czy biedronce, czy w spojrzeniu człowieka na człowieka, pięknie oczu, w długich palcach, w kolorach włosów wszystko to jest piękne, tylko, że łatwiej widzimy to, co jest złe. Bo to jest krzykliwe, włazi nam w oczy, wchodzi w serce, rani, a dobro jest delikatne, łagodne. Jego jest bardzo dużo, co powoduje, że czasem też szokuje tak, jak czasem mocno szokuje zło.
Jako proboszcz największej parafii w Świeciu, prawie dziesięciotysięcznej, czego ksiądz proboszcz najbardziej się obawia?
- Nigdy o tym nie myślałem, abym czegoś się obawiał.
Czyli pełne zaufanie.
- To znaczy dopóki mnie się w życiu będzie tak układało, że będę w jedności z Panem Bogiem coraz mocniej, bo to tak się dzieje, to też i moje obawy są stopniowo na takim poziomie jak to się dzieje. Nie ma czegoś takiego, żebym teraz naraz miał się czegoś bardzo mocno obawiać. Bo tak to się dzieje w historii zbawienia, że nawet wtedy kiedy pojawia się zło, to na każde zło Bóg ma swoje rozwiązanie. I tylko jest problem w tym abyśmy trafili do tego rozwiązania, byśmy nie przeszkadzali Bogu w Jego działaniu. Przez 22 lata pokonywania przeróżnych trudności w życiu parafii, budowy i parafii, niemalże w każdej sprawie zwyciężył Bóg swoją łaską. I z tych wielkich spraw to do dzisiaj nie pamiętam żebyśmy jakąś sprawę tak przegrali żeby naraz ona powodowałaby żebyśmy cierpieli, że nie współdziałaliśmy wystarczająco z Bożą łaską. Specjalnie nie obawiam się niczego nadzwyczaj trudnego, wielkiego. Natomiast osobiście obawiam się, dlatego jeżdżę na rekolekcje, żeby nie stracić wiary, czy też żeby moja miłość do Boga i miłość Boga do mnie była na tyle mocna, żebym stawał odważnie z Panem Jezusem w sercu wobec tych, którzy przychodzą aby z Nim się przeze mnie spotkać.
Nasi Czytelnicy na pewno są ciekawi jakie są marzenia i plany jeśli chodzi o rozwój parafii?
- Zawsze się śmieję kiedy ktoś składa mi życzenia aby się spełniły moje marzenia. Ja nie mam żadnych marzeń. Ja o niczym nie marzę. Po co? Marzenia powodują, że człowiek przechodzi, przenosi się w jakąś rzeczywistość, która prawdopodobnie nigdy się nie spełni. Natomiast ta rzeczywistość, którą teraz przeżywamy, jest taka piękna i taka bogata. Jest tylko trudność w tym, że albo choroba, albo zmęczenie nie pozwala człowiekowi w pełni uczestniczyć w tym pięknie, które przeżywamy dziś. Natomiast jeśli chodzi o plany na przyszłość to już w pewnym sensie o tym mówiłem. Bóg ma plan wobec parafii, wobec księży, wobec ludzi, którzy są w parafii i sprawa jest w tym, abyśmy możliwie najlepiej rozpoznawali Jego plany, Jemu bardzo zaufali. W jakiś sposób potrzeba pewnie abyśmy bardzo pochylili się nad Panem Jezusem tak, abyśmy mogli przeczytać to, co jest u Jego stóp napisane: „Jezu, ufam Tobie”. Moim planem życia jest zgłębiać to, abym potrafił Jemu jeszcze więcej i więcej ufać. I moim planem wobec parafii jest to, abyśmy więcej i więcej Bogu ufali, a On najlepiej wie, co jest dla nas potrzebne, bo przecież czy my mamy prawo, czy jesteśmy na tyle odważni, aby wyznaczać Bogu to, czego chcemy, czy spodziewamy się, chcielibyśmy aby On nam uczynił.
W takim razie w imieniu Czytelników i redakcji życzę księdzu proboszczowi tak głębokiego zaufania i spokoju serca. Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję. Do widzenia w niebie.
Magda17:16, 17.10.2017
?Do widzenia w niebie? - oj nie sądzę, byśmy się tam spotkali. I wcale nie mówię o sobie. 17:16, 17.10.2017
PlusMagda09:28, 21.10.2017
O zmarłych dobrze lub wcale.
Szkoda, że wcześniej wiernym zabrakło odwagi na komentarze z pożytkiem dla parafii i godności kościoła. Teraz niech Bóg osądzi. 09:28, 21.10.2017
Magda15:37, 21.10.2017
Wielokrotnie mówiono księdzu, co parafian boli. Ale jak ktoś uważa się za nie wiadomo kogo to nie ma dyskusji. Odpływający wierni do innych parafii też powinno dawać proboszczowi do myślenia... 15:37, 21.10.2017
mystery10:24, 18.10.2017
0 0
Co masz na mysli? 10:24, 18.10.2017